Czyli skąd się wziął sport, po co jest sport wyczynowy i inne takie wydumki - Pink Pantherowi do pamiętnika

 Na blogu, który swoją drogą polecam, a konkretnie tu:

 
padło podszyte nieufnością pytanie o genezę nowoczesnego sportu. Tj. że co tak nagle w XIX w. i akurat w Anglii.
Jako, że nie mam wejścia na salon (a zważywszy pewne okoliczności to nie wiem, czy bym tego wejścia chciała, zresztą babie od chłopa z widłami nawet nie wypada na salonach brylować), to odpowiem na to intrygujące pytanie na własnym blogu.

Na początku był chaos, a potem king-kong i łomotał w klatę, więc inny king-kng musiał mocniej łomotać klatę, żeby się mocniej samicom przypodobać. Rywalizacja między osobnikami jest starsza niż nasz gatunek.

Historii sportu pisać tu nie będę, każdy coś tam kojarzy: gaj Zeusa, golasy biorące udział w Olimpiadach ku czci (Zeusa), z drugiej strony: gladiatorzy, potem uliczni sztukmistrze, sztuczki cyrkowe. No, miały i klasy wyższe swoich zawodników (i zawodniczki!) od łamania podków (Biała Knehini też to podobno potrafiła), podnoszenia koni, przeskakiwania koni będąc w pełnej zbroi i takie tam. Turnieje rycerskie jako forma pra-sportu, a w każdym razie rywalizacji. Mistrzostwo i wyczynostwo (Tell ze swoim jabłkiem) jako część legendy ludowej.
Bardziej wtajemniczeni kojarzą, że każdego królewicza (chyba coś czytałam o Francji) obowiązkowo uczono oprócz innych rzeczy także jazdy konnej i szermierki. Szlachcica zresztą też i do tego nie jest potrzebna żadna lektura, bo szczątki tej wiedzy, jako wiedzy o faktach gdzieś się w społeczeństwie do dziś kołaczą. Koń i szabla to oczywiście przygotowanie do wojska, ale przecież w taki sposób, żeby się chłopięciu krzywda nie stała. A żeby się chłopię nie znudziło, a jednak uporczywie ćwiczyło rękę, to mu (w Anglii czy tam w Szkocji) wymyślono tenis. Podobno taka właśnie jest geneza tenisa – zabawa przysposabiająca ręce do określonego rodzaju pracy, przygotowanie fizyczne pod szermierkę.

No dobra, widać stąd zgrubny podział na zajęcia „klas próżniaczych” (dzielące się z kolei na zabawy i „sporty walki”) oraz rozrywki „klas niższych” (wchodzenie na słup, bule, różne inne hopsztosy wyczyniane dla czystego funu). I tak se to leci przez ciąg stuleci, a tu nagle, bach, piłka nożna i inne temu podobne wymysły przejmują umysły. No i, jak słusznie zauważono u PP, zbiega się to z powstaniem proletariatu, rewolucją przemysłową itp.
I tu Ci powiem Panthero, że:
1. Widziałam trochę książek o sporcie, w tym o historii różnych dyscyplin;
2. Ba! Jest cała wiedza na ten temat, a do tego dochodzi socjologia sportu i parę innych -gji i -izmów. Doktoraty się na tym robi i przypadkiem nawet znam takich doktorów.
3. Co więcej, mam w domu lub bliskim dostępie trochę literatury „z dziedziny”. Tylko wybacz proszę, nie mam czasu jej teraz wertować. W każdym razie ta literatura jest, istnieje sobie, jest jakoś tam dostępna/niedostępna. Jeśli uważasz, że to konieczne, to zrobię kwerendę i dam Ci znać o wynikach. Na początek mam dla Ciebie na żer takie coś:
books.google.pl/books (ups! Czy się dobrze wklei? Chodzi o "IDO ruch dla kuktury" rocznik 2001)

 (tu np. str. 52 - Ziemiński, niżej masz też Szajnę)

4. Mam też swoje własne wnioski z w/w lektury oraz przemyślenia, doświadczenia i obserwacje prywatne, którymi podzielę się na końcu.

A ta historia i rola sportu (te dwa zagadnienia się łączą!) to sprawa wielowymiarowa. No bo tak:
- Że ruch poprawia zdrowie, to wiadomo gdzieś tak od Odrodzenia (patrz „Ruch zastąpi wiele rodzajów leków, ale żaden lek nie zastąpi ruchu.” - Wojciech Oczko, zresztą lekarz);
- Że mięso armatnie trza mieć lepsze niż ościenny „serdecznie zaprzyjaźniony” władca, to się wie samo z siebie. A zatem trzeba owo mięso wyszkolić, a najlepiej, żeby to mięso szkoliło się samo – Tak mi rozum podpowiada, mnie prostej babie, to co dopiero taki np. Frycek przez Prusactwo zwany Wielkim. Nie był chyba idiotą, ani on, ani inny z władców/ich ministrów?
- Że te różne turnieje, durnieje i inne hopsztosy to mocny pijar jest, to też wiadomo było od dawna. Pomijam już nasz najlepszy towar eksportowy, czyli Zawiszę Cz. Ale czy wiesz Panthero, że przed wojną oficer musiał ileś tam lekcji szermierki wziąć w trakcie nauki? Przecież nie walczono już na szable (nie na tym poziomie). Ale chodziło o efekt: wychowawczy, kształtowania charakteru, podnoszenia, a nawet śrubowania WYDOLNOŚCI FIZYCZNEJ i inne takie. Dokładnymi informacjami dysponuje p. dr Gabriel Szajna z Rzeszowa, który jest zresztą kopalnią wiedzy o historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem sportów walki; Jakby Ci się kiedyś nudziło;) (głupi żart, wiem), to się może przeleć po jego publikacjach (na początek).
- Nie pomnę, czy w Dziełach Lenina coś było o sporcie, ale jest faktem niesamowita popularyzacja sportów np. spadochroniarstwa w ZSRR przed wojną. A po wojnie: sporty walki (ale tylko w określonych klubach). Dla pospólstwa zaś – dyscypliny grupowe. Zresztą nie tylko w ZSRR.
I w powyższym zdaniu dochodzę do sedna. Otóż o ile o historii sportów/sportu można sobie poczytać i wyrobić własne zdanie, o tyle moje osobiste obserwacje są następujące:
- Sporty grupowe są usilnie forsowane jako opium dla ludu, żeby cię ciemny lud nie zajmował myśleniem, rządzeniem i głupotami; Zauważ, że za PRLu właśnie sporty grupowe i to kontuzjogenne były forsowane. W ogóle popularność dyscyplin tak szkodliwych dla organizmu jak: piłka nożna, ręczna, koszykówka jest aż zastanawiająca; Tak, to JEST zastanawiające;
- A już najlepiej, żeby ciemny lud za dużo nie ćwiczył sam, bo jeszcze byłby zanadto zdrowy i obrośnięty w mięśnie, a po co komu taki kłopot; Sprawne fizycznie to muszą być „formacje”, a i to nie wszystkie;
- Dla pań są modelki, a dla panów sportowcy –jako obiekty do naśladowania i wpadania w kompleksy; Idealnie obnażył i precyzyjnie opisał to zjawisko Terry Pratchett w „Niewidocznych akademikach”. N.b. nie wiem, czy wywód Pratchetta nie wyczerpuje zagadnienia „po co komu i skąd się wzięły gwiazdorstwo, sporty wyczynowe i histeria olimpijska”. Uzupełnieniem tematu „czemu w Anglii i po co Anglii cały ten sport” jest wątek szkoły w Hugglestones ubocznie opisany w „Prawdzie” tegoż Pratchetta;
- Sport wyczynowy jest dobry, bo daje kasiurę, trzyma ciemny lud w zabobonach i na poziomie rozrywek typu igrzyska, no więc będzie popierany „spontanicznie ukochany” i szlus;
- Sport wyczynowy to nie jest sport, tylko rąbanka ludzka; Trzeba być kretynem, żeby pozwalać na to własnemu dziecku. Natomiast ogólnorozwojówka jest tym, czego brakuje w zasadzie całości społeczeństwa i to by należało: propagować oraz samemu uprawiać. (Ostatnie dwa zdania sobie wytłuść, daj na czerwono, albo zgoła na złoto I ZAPAMIETAJ oraz wprowadź w życie. Bo są oparte na faktach oraz stanowią „być albo nie być w dobrym stanie” dla substancji narodowej.);
- Sztuki walki to osobny temat. Te z nich, które mogą służyć jednocześnie poprawie zdrowia i samoobronności, a przy tym być dostępne dla wszystkich, mają konsekwentnie wiatr w oczy. Kwitną albo te „wyczynowe”, albo zalatujące sekciarstwem.

Tekst powyższy, w którym zwracam się osobiście do Panthera jest oczywiście zaproszeniem dla wszystkich PT czytelników do czytania, komentowania (ale nie obiecuję, że będę na bieżąco odpowiadać, bo lecę na działkę i do innych aktywności, w tym fizycznych - hehe), a zwł. jest reklamą blogu Panthera, co uczciwie, acz nieco bezczelnie oświadczam:).